Dzięki psychologii rozumiem świat.

Stach Borawski – psycholog, nauczyciel akademicki i współzałożyciel firmy IT Common Wombat. Dba, aby przekazywana wiedza miała solidne naukowe podstawy. Funkcjonuje na styku nauki, biznesu
i zabawy. Twórca Kart Akcji Życiowych – autorskiego narzędzia opartego na grywalizacji, które ma pomagać w motywowaniu się i podejmowaniu decyzji.

W wolnych chwilach prowadzi gry fabularne RPG i czyta książki z różnych dziedzin.

HANIA: Zacznijmy może od tego, że przedstawiłeś mi się Stanisław, a wszędzie w internecie przedstawiasz się jako Stach, dlaczego tak jest?

STACH: Na temat mojego imienia jest wiele wariacji. Stach podpasowało mi najbardziej, ma w sobie taką energię. Po prostu mi się spodobało.

H: Na początek możemy porozmawiać trochę o psychologii pozytywnej, czy mógłbyś nam opowiedzieć o co w niej chodzi?

S: Wiesz co? W takim bardzo telegraficznym skrócie… przez większość istnienia taka klasyczna psychologia jaką znamy, kojarzyła nam się przede wszystkim z leczeniem zaburzeń i chorób. Jako psychologa wyobrażamy sobie pana, który siedzi z pacjentem leżącym na kozetce, rozmawiającego o problemach, cierpieniu. Psychologia pozytywna trochę zmieniła ten trend, podeszła do problemu od innej strony. Zaczęto się zastanawiać co sprawia, że ludzie są szczęśliwi, co charakteryzuje ludzi szczęśliwych. Psychologia pozytywna zaczęła w sposób naukowy badać zjawisko szczęścia. Wielu osobom szczęście kojarzy się z czymś z zewnątrz, że jest to coś co przychodzi i odchodzi. Okazuje się, że szczęście jest pewnym procesem naszych umysłów i my podejmując świadome działania możemy ten poziom naszego szczęścia bardziej podnieść. Ja osobiście uważam, że to jest super nauka, też bardzo praktyczna. Odkąd sam zajmuję się psychologią pozytywną to czuje, że szczęście jest w moich rękach.

H: Znasz jakiś przepis na znalezienie szczęścia?

S: Przepis na szczęście? Psychologia pozytywna ukuła teorię szczęścia, nie wiem czy mam ją całą streszczać. Z tego zrobiłby się długi wykład akademicki. W dużym skrócie szczęście ma pare komponentów. Jest taki model szczęścia PERMA (z ang.) – w skrócie pozytywne emocje, zaangażowanie, relacje… Chodzi o to żeby nie myśleć o szczęściu jako czymś całościowym, tylko myśleć o nim jako o czymś złożonym ze składników. O każdy składnik można zadbać. Dla przykładu możemy mieć człowieka, który ma bardzo bogate życie towarzyskie, ale totalnie się nie sprawdza w pracy i jest nieusatysfakcjonowany swoim życiem zawodowym – jego szczęście jest niekompletne. Z kolei możemy mieć na przykład ludzi, którzy są bardzo nastawieni na szaleństwo, zabawę. Jak spojrzą na swoje życie z perspektywy to żyją w trybie tu i teraz i nie mają planu na przyszłość, a to może powodować u nich stres. Żeby tak naprawdę zadbać o swoje szczęście trzeba zadbać o te wszystkie jego komponenty.

H: Czy jest może jakiś sposób na to, żeby skupiać się na tych rzeczach pozytywnych, a nie negatywnych?

S: Tak, jak najbardziej. Bardzo dobre pytanie. Bo to na co kierujemy uwagę i to nad czym się koncentrujemy też bardzo mocno wpływa na nasz poziom dobrostanu i też na to jak postrzegamy rzeczywistość. Czy zdarzyło wam się czytać sekcje komentarzy pod jakimś filmikiem na Youtubie?

H: Jasne.

S: To jest ten moment kiedy możemy zwątpić w ludzkość. Jeżeli będziemy non stop czytać komentarze pod filmikami to w pewnym momencie pomyślimy – Boże ludzie są straszni, rzeczywistość się wali, ale z drugiej strony jest też dużo pozytywnych wydarzeń wokół nas. Często ich nie zauważamy. Kiedyś jeden z moich wykładowców powiedział coś bardzo fajnego, że trzeba uważać na głowę, uważać na kontent jakim się otaczamy, bo kontentów na około jest strasznie dużo i jeżeli będziemy się otaczać takim negatywnym, to trochę może wypaczyć nasz sposób patrzenia na świat. Psychologia pozytywna proponuje takie bardzo proste ćwiczenie. Pod koniec dnia wypisujecie trzy dobre rzeczy, które spotkały cię dzisiejszego dnia, mogą być bardzo małe – wypiłem dobrą kawę, miałem ciekawy wywiad. Okazuje się, że takie zwracanie uwagi na te dobre  rzeczy, nawet takie małe sprawia, że zaczynamy tych rzeczy zauważać więcej. Obiektywnie rzeczywistość się nie zmienia, ale my sami uczymy się zwracać uwagę na fajne rzeczy. Sam fakt, że mamy dach nad głową, wiele ludzi go nie ma. Nie myślimy o tym na co dzień, te rzeczy są dla nas oczywiste. Nasz umysł można trenować w zauważaniu pewnych rzeczy, podobnie jak nasze mięśnie.

H: Kiedy zacząłeś interesować się psychologią pozytywną?

S: Zacząłem się interesować jeszcze przed studiami, w liceum. Mój tata podrzucił mi książkę Martina Seligmana – twórcy psychologii pozytywnej. Na zasadzie – „Hej, przeczytaj, fajna książka. Chcesz iść na psychologię, już pora się zacząć uczyć”. I tak sobie tą książkę przeczytałem.

H: Czyli wiedziałeś już, że chcesz iść na psychologię?

S: Tak, wiesz co dosyć wcześnie wiedziałem. Już w liceum, tuż przed studiami. W dużej mierze dlatego, że moja mama jest psychologiem, psychoterapeutką. Przyznaje, że jak byłem młodszy to sam myślałem, żeby być psychoterapeutą. Jak szedłem na studia to nadal tak myślałem, ale gdzieś tak na trzecim roku mi się odwidziało. Jednak bardziej poszedłem w stronę psychologii biznesu i w stronę pracy z grupami, ale nie żałuje tej psychologii klinicznej. To była bardzo fascynująca przygoda. Psychologia mi się teraz też bardzo przydaje w życiu, w szkoleniach i takim rozumieniu świata – zachowań moich własnych i innych ludzi. Powiedziałbym, że dzięki psychologii rozumiem świat.

H: Słyszałam też, że wykładasz na SWPSie o Interwencjach Pozytywnych. Jak wygląda taki wykład i jaki dostajesz odbiór od studentów?

S: Mam taki styl pracy i styl prowadzenia zajęć, że staram się wciągnąć moją widownię w dialog. Jeżeli masz jakąś wiedzę i to wiedzę ekspercką, to jest bardzo duże ryzyko, że ulegniesz tzw. klątwie wiedzy. Ona polega na tym, że tobie się wydaje, że inni ludzie dysponują podobną informacją do ciebie. Zdarzyło mi się wielokrotnie być na jakiś wykładach albo prelekcjach, w których przemawiał ekspert. Generalnie wykład zaczynał się w ten sposób – „Dzisiaj  porozmawiamy sobie o teorii dysonansu poznawczego która jest pochodną od neomarksistowskich koncepcji Freuda…” Tak siedzę i myślę… „o czym ten człowiek do mnie nawija?” Mówił jakby wszyscy wiedzieli co to są neomarksistowskie koncepcje. To jest przykład wymyślony na gorąco, ale chce oddać wrażenie. Kiedy ja zaczynam mówić o szczęściu, to zwykle zaczynam wykład od takiego pytania, które mogę zadać również tobie. Czym dla ciebie jest szczęście? Co rozumiesz, jakie skojarzenie przychodzi ci do głowy?

H: Spełnieniem.

S: Na początku zbieram od widowni ich skojarzenia ze szczęściem. Widzimy, że ich jest strasznie dużo. Niektórzy wspominają o spełnieniu, niektórzy o sukcesie zawodowym, inni o świętym spokoju. W tym momencie odwołuje się do waszych odczuć i pytam – słuchajcie, skoro jest tyle odpowiedzi na pytanie czym jest szczęście, to uważacie, że da się stworzyć teorię szczęścia? Czy jest to możliwe, żeby stworzyć przepis na szczęście? W takim momencie chcę zachęcić trochę do dyskusji. Prowadząc warsztat chcę się odwoływać do wiedzy i doświadczeń jakimi dysponuje widownia. Wydaje mi się, że dzięki temu ta wiedza będzie bardziej przystępna. Oczywiście, jest to jakiś stan idealny. Mi się też zdarzyło czasem pieprzyć coś od rzeczy, albo się zestresować i dukać wykład… Widzę, że to działa i ludzie na to fajnie reagują. To nie tak, że ja przychodzę jako ekspert i mówię wam jak jest, tylko najpierw jestem ciekawy waszej opinii, a potem staram się tę opinię zderzyć z wiedzą, którą mam do przekazania. To zwiększa szanse, że wyniesiecie z tego wykładu wiedzę. 

H: Czyli starasz się pracować wspólnie ze studentami.

S: Tak, staram się. Prowadzę bardziej warsztaty, niż wykłady. Forma warsztatowa jest o tyle wdzięczna, że cały czas jest interakcja między uczestnikami. Dla Inspirujących Przykładów też prowadziłem warsztaty.

H: A jak one wyglądały i czy ta wiedza przyda się w przyszłości uczniom szkoły średniej?

S: Sam się nad tym zastanawiałem. Powiedziałbym, że moje warsztaty to była bardziej taka zabawa, niż stricte merytoryczna wiedza, bo robiłem warsztaty z podstaw tworzenia gier. Na początku opowiadałem właśnie o grywalizacji, mechanizmach zastosowania gier w praktyce, pytałem jakie gry lubią, opowiadałem trochę o typach graczy – ludzie grają w gry, żeby zaspokoić różne potrzeby. Niektórzy by grywalizować, niektórzy by po prostu zabić czas. Rozbijaliśmy nasz warsztat na takie trzy tury. Pierwsza tura to tzw. faza koncepcyjna, gdzie uczestnicy tworzyli pomysł na grę. Ja też im rozdawałem materiały, dużo było rekwizytów, które pobudzały kreatywność. Druga faza to była faza prototypu, gdzie już tworzyli z kartonów i z dostępnych materiałów plansze. Trzecia faza to były testy, żeby każda grupa miała okazję zagrać w grę innej grupy. Czy ta wiedza przyda im się w życiu? Jest mi to trudno stwierdzić… wydaje mi się, że taki pojedynczy warsztat może jedynie zainspirować, nie wiem czy wystarczy by kogoś pchnąć do zmiany. Sam widzę po sobie, jeśli spotykam się z jakąś koncepcją po raz pierwszy w życiu – chociażby z grywalizacją, dotyczy to każdej dziedziny nauki.

H: Mógłbyś powiedzieć co to grywalizacja?

S: Grywalizacja to jest wykorzystywanie mechanizmów z gier planszowych i komputerowych w marketingu i takim prawdziwym życiu – w realu. Klasycznym przykładem są punkty lojalnościowe – kupujesz produkt, dostajesz 5 pkt doświadczenia. Kupujesz kawę dostajesz pieczątkę. Gry w nas budzą emocje i zaczęto się zastanawiać czy te same mechanizmy co działają w grach działałyby również poza grami. Okazało się, że tak. 

Wracając do warsztatów… to ja sam zauważyłem, że jeżeli spotykam się z jakąś nową teorią naukową albo z czymś co jest dla mnie nowe, to pierwsze zetknięcie to jest w ogóle dowiedzenie że coś takiego istnieje. To nie jest tak, że spotkałem się z grywalizają i od razu się zajarałem – wow jakie fajne, tylko – a coś takiego istnieje. Potem potrzebowałem jeszcze pare nowych bodźców, żeby ten koncept do mnie wrócił. Dlatego czasami zmiana zachowania jest taka trudna, bo najpierw się w ogóle dowiaduję, że da się zmienić zachowanie. Potem od paru różnych osób muszę się dowiedzieć jak to zmienić. Jeśli będę miał wystarczającą motywację, to dopiero wtedy może ta zmiana zajść. Wydaje mi się, że takie jednorazowe obcowanie z czymś to może być miło spędzony czas, ale wydaje mi się, że to jest za mało by dokonać zmiany, czy nauczyć się konkretnej umiejętności. Nie chcę teraz podważać całej idei współpracy z młodzieżą, absolutnie, ale bardziej bym to traktował w formie ciekawostki i wstępu do inspiracji, niż realnej wiedzy niosącej za sobą zmiany zachować, czy myślenia.

H: Przejdźmy teraz do innej rzeczy którą się zajmujesz – karty akcji życiowych. Jak wpadłeś na ten pomysł i co skłoniło cię do tego żeby go realizować?

S: Jestem dużym fanem gier, szczególnie gier komputerowych. Również gier RPG, może kojarzysz. Gracze siedzą przy stole, każdy wymyśla swoją postać. Krasnolud-wojownik, elf-włócznik… Jedna osoba się wciela w tzw. mistrza gry – zwykle to jestem ja. Razem snujemy sobie opowieść. Porównałbym to do takiego improwizowanego teatru, dobra sesja jest naprawdę fajną opowieścią. Gram w te gry już od bardzo dawna. Kiedyś półżartem pytali się mnie kiedy z nich wyrosnę, do tej pory nie wyrosłem. Zauważyłem, że to hobby wpłynęło na mój sposób postrzegania świata, rzeczywistości. Dla mnie życie jest pewnego rodzaju grą, rozgrywką taktyczną. Mamy ograniczony czas rozgrywki, przeciwników, sojuszników, mamy umiejętności, które musimy „wymaksować”, zdobywamy punkty doświadczenia. Możemy wybrać ścieżkę naukowca, biznesmena-wojownika. Wiadomo jest to półżartobliwa metafora, to jest ta optymistyczna część gry. Pesymistyczna jest taka, że jak szedłem na studia to miałem niezłego stracha przed przyszłością. Bardzo dużo osób mi mówiło, że po psychologii nie ma pracy i że robię życiowy błąd, że skończę na zmywaku. Tak się na szczęście nie stało. Widzę, że mi ktoś skutecznie napędził stracha. Rzeczywiście pierwsze dwa lata studiów miałem dość duży poziom stresu i natknąłem się wtedy na różne narzędzia samorozwojowe. Różne tabele planów, takie poradniki samodoskonalenia się – jak być bardziej produktywnym, jak być bardziej efektywnym. Strasznie się zajarałem takimi narzędziami. Pomyślałem – ach, to jest klucz do sukcesu. Przyznam, karmiłem się takimi motywacyjnymi cytatami „kiedy ty odpoczywasz, to ktoś inny pracuje na swój sukces”, „mali ludzie mają marzenia, wielcy ludzie mają plany”. Z perspektywy czasu uważam, że to jest straszne pieprzenie. Pojawiła mi się duża presja, żeby być bardzo efektywnym, dużo działać. Liczyłem, że to zwiększy moją szanse na brutalnym rynku pracy. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu wcale nie czułem większej kontroli nad rzeczywistością i tych obiecanych sukcesów. Zacząłem czuć po prostu stres i presję. Zdarzały się nawet takie sytuacje, że jak miałem wolny dzień, zamiast się relaksować to planowałem następne ruchy. Stwierdziłem nie tędy droga, muszę coś zmienić. Muszę wybrać sobie jakieś inne narzędzie, które będzie przyjemne i będzie też dostarczać rozrywki. Inspiracja przyszła ze strony gier planszowych. Niektóre planszówki są oparte na żetonach rozkazu albo kartach akcji – zaatakuj innego gracza, wybuduj budynek. Takie karty bardzo ułatwiają planowanie. Jeżeli jest rozgrywka długa albo emocjonująca, można popełnić nieprzewidywany ruch. Jak ma się te karty to się więcej zastanawiasz. Pomyślałem, że te karty, taka fizyczna reprezentacja działania ułatwiają planowanie. W sumie to fajnie by było mieć taką poręczną pulę takich rozkazów dla samego siebie. Wróciłem do domu i stworzyłem pierwszą kartę akcji – „Praca, praca”. Ta karta miała mnie motywować do pracy. Tak zacząłem się tymi kartami bawić, tworzyć je. De facto jest to takie najlepsze narzędzie do zarządzania sobą jakie stworzyłem. Wiadomo, stworzyłem je pod siebie. Chciałem też, żeby to było takie zabawne, nie sztywne. Planowanie nie jest żadną zabawą, a chciałem, żeby to dostarczyło rozrywki. Jak przeglądam swoją talię to czuję się jakbym po prostu grał w życie. 

H: Czyli twój projekt nadal się rozwija?

S: Projekt jest już wprowadzony w życie bo zebraliśmy fundusze przez crowdfounding. Nad tymi kartami pracuje już od około 4 lat. Kartę „Praca, praca” stworzyłem 4 lata temu, to był drugi lub trzeci rok studiów. Pokazywałem te karty ludziom, za każdym razem słyszałem opinie, że to jest fajny pomysł. Pewnego dnia pomyślałem po prostu, że spróbuję je wydać. Zebrałem zespół, bo jak to mówią w RPG, przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Są to grafiki Kasi, jak widzisz trochę zmieniliśmy design. Chcieliśmy, aby te karty przypominały bardziej taką nowoczesną aplikację.

H: Żeby były bardziej estetyczne.

S: Tak, bo wiadomo (pierwsze) karty są bardzo zróżnicowane, mają różny styl i robiłem je zależnie od nastroju. Tu chcieliśmy dać produkt, który jest ustrukturyzowany. Powiem szczerze, że crowdfounding okazał się dużo większym przedsięwzięciem niż myślałem. Był bardzo absorbujący i stresujący. Przyznaję, że ten projekt cały czas nade mną wisi. Z jednej strony się cieszę, że karty pójdą w świat z, z drugiej strony chcemy dostarczyć jak najlepszy produkt, więc czujemy wewnętrzną presję. Na Wspieram.to – portalu do zbierania pieniędzy, zdeklarowaliśmy się, że już niedługo będziemy dostarczać karty. Pracujemy z Kasią intensywnie, zarywamy noce i wieczory. 

H: Od razu pomyślałeś o stworzeniu zespołu właśnie w postaci Kasi i Michała? Kim dla ciebie są te osoby?

S: To jest dosyć ciekawa sprawa bo na początku nasz zespół miał cztery osoby. Nie będę podawać imienia i nazwiska. Jednego współpracownika musiałem usunąć. Pomyślałem sobie coś takiego, że ten projekt jest na tyle duży, że sobie z nim sam nie poradzę. Perspektywa, że miałem samemu rozwijać projekt, robić crowdfounding i zajmować się tym wszystkim… stwierdziłem, że po prostu sam nie dam rady. Pare osób mi mówiło, że po co bierzesz tyle ludzi, będziesz musiał się z nimi dzielić zyskiem, pomysłem. Uznałem, że wolę zaryzykować, zebrać zespół i zaufać, niż nie wydać kart. Gdybym sam miał to robić, to bym tego nie zrobił – nie oszukujmy się – jestem zbyt leniwy. Jeśli chodzi o Kasie to jest to moja bliska przyjaciółka, znaliśmy się jeszcze długo przed wspólnym projektem. Z Michałem jest ciekawa sprawa. Dawno, dawno temu się znaliśmy, jeszcze bodajże byłem licealistą, potem nasze drogi się rozeszły i słuch zaginął. W zeszłym roku niespodziewanie się spotkaliśmy na konferencji Infoshare. Dzięki Michałowi ten projekt poszedł bardzo dużo do przodu, bo Michał jest marketingowcem, jednym z najbardziej ogarniętych ludzi jakich znam i on tak na dobrą sprawę wprowadził mnie w marketing. Nauczył mnie jak w marketing. Teraz Michał się troszeczkę mniej udziela w karty akcji, bo jest zajęty pracą, ale zawsze jest tam jako taki mentor do którego możemy przyjść i się poradzić. 

H: Kasia zajmuje się grafiką, a Michał marketingiem. Czym ty dokładnie się zajmujesz w tym projekcie?

S:  Tworzę treści, prowadzę funpage’a – przyznam, że mógłbym go prowadzić lepiej. Przede wszystkim zapewniam zaplecze naukowe kartom akcji, bo karty akcji mają też nas zmotywować do działania, a jako że jestem psychologiem to chcę też przekazać ludziom rzetelną naukową wiedzę. Do kart akcji będzie dołączony tzw. kompendium wiedzy, w którym chcę opisać w taki sposób przyjazny i w miarę ciekawy podstawowe mechanizmy psychologiczne m.in. psychologię motywacji. Mam wrażenie, że motywacja jest takim świętym Graalem. Wszyscy chcą być tacy zmotywowani i żeby im się chciało więcej, a jest dużo mitów o motywacji, mylących twierdzeń np. sam cel załatwi sprawę, jak będziemy stosować wizualizacje – twoje ferrari czeka za rogiem – wtedy to zadziała. Niestety to nie jest takie proste, motywacja jest pewnego rodzaju umiejętnością.

H: Co jeszcze robisz na co dzień poza kartami, wykładami i warsztatami? Czym jeszcze się zajmujesz?

S: Karty akcji i warsztaty to jest takie moje działanie poboczne. Głównym moim zajęciem i też podstawową utrzymania jest własna firma. Razem z moimi znajomymi – informatykami założyliśmy firmę informatyczną Common Wombat. Założyliśmy oficjalnie działalność półtora roku temu. Jako humanista na pokładzie, bo ja nie programuje i nie chcę programować, myślę, że bym się zanudził na śmierć, odpowiadam za marketing, za sprzedaż, za kontakt z ludźmi. Teraz też się intensywnie uczę marketingu online i w social mediach. Jestem tym gościem, który pozyskuje klientów, rozmawia, ale też dba o całą markę Wombata. Dzięki psychologii dobrze się dogaduję z ludźmi. Kiedy mam spotkanie z klientem to jestem w stanie się zorientować czego ten klient chce i wejść z nim w konstruktywny dialog. Oczywiście dzięki Wombatowi odkryłem też siłę interdyscyplinarności. Wydaje mi się, że dzisiejszy świat jest bardzo skomplikowanym miejscem. Myślę, że jedna profesja to za mało. Jak tworzymy usługę dla klienta, to jest współpraca marketingu, projektantów graficznych. Nawet jeśli tworzy się oprogramowanie, to ostatecznie użytkownikiem jest człowiek, więc w tej całej technologii ten człowiek nie może się zgubić. Dobry produkt technologiczny jest efektem analizy – dla kogo jest ten produkt. Jak ten człowiek się będzie zachowywać, jakie ma potrzeby. Potem te wszystkie koncepcje trzeba przekuć w funkcjonalności, jak ta usługa ma działać. Potem jeszcze chcemy, żeby to ładnie wyglądało, żeby to było intuicyjne. Kiedy człowiek odpala aplikację na telefonie to od razu wie co kliknąć, a nie że błądzi. W Wombacie spędzam większość czasu. 

H: Czy masz jakieś plany na przyszłość, dotyczące swoich projektów i nie tylko?

S: Chcę przede wszystkim inwestować i rozwijać w Wombata, uczyć się bardziej marketingu. Widzę w tym duży potencjał i widzę też dużo psychologii. Wiadomo byłoby fajnie, gdyby nasza firma Common Wombat była pewnego dnia dużym software housem, żebyśmy realizowali duże zlecenia z Polski i z zagranicy. Chciałbym się również rozwijać w prowadzeniu warsztatu i takiego mojego warsztatu trenerskiego. Praca z grupami, mimo tego, że bywa bardzo stresująca jest satysfakcjonująca. Też bym chciał propagować więcej rzetelnej wiedzy psychologicznej. Psychologia jest naprawdę mega fajną dziedziną. To bardzo dużo wspaniałej wiedzy, która naprawdę mogłaby zmienić ludzkie życie, a wciąż ta psychologia jest trochę zamknięta na uniwersytetach. Mam wrażenie, że ludzie najwięcej psychologii czerpią z poradników, czasopism, gdzie jakoś ta wiedza jest dyskusyjna. Chciałbym po prostu pokazywać, że psychologia jest dobrym narzędziem do myślenia i dobrym narzędziem do działania, a to najlepiej się robi w kontakcie z ludźmi, czy właśnie podczas prelekcji. Marzy mi się żebym zrobił kiedyś uprawnienia trenerskie, w tym momencie jestem takim trenerem samoukiem. Zawsze jak prowadzę zajęcia to sobie myśle – może jest taki szkolny błąd, coś takiego idiotycznego, co wszyscy początkujący trenerzy wiedzą, bo dowiedzieli się na szkoleniu, a ja tego nie wiem. Też się interesuje i w ogóle wiązałem z tym moją przyszłość – z mediacjami (rozwiązywaniem konfliktów). Podczas studiów odbyłem trzy kursy mediacji. Myślałem, żeby właśnie pomagać ludziom w rozwiązywaniu konfliktów. Niestety czas i energia, nie byłem w stanie zrobić wszystkiego naraz. Mam tendencje do łapania wszystkich srok za ogon. Uczę się dużo i mam szerszą perspektywę, z drugiej strony mam takie poczucie, że się rozdrabniam. Karty mi pomagają żeby się skupić, po to też je stworzyłem. Muszę pomyśleć pod kątem przyszłości w co inwestować najwięcej energii, a co traktować jako takie hobby.

H: Chciałbyś coś przekazać od siebie dla naszych odbiorców? 

S: Myślę, że tak. Chociaż staję się człowiekiem z jakiego się kiedyś śmiałem – oo mądry, mówi jak odnieść sukces. Wydaje mi się, że ważne jest żeby poznawać rzeczywistość, bo jest skomplikowana, dynamiczna. Na dobrą sprawę człowiek teraz zaczynając studia, nie ma pojęcia co będzie robił po tych studiach, gdzie te studia go zaprowadzą. Ważne jest to, aby rozumieć rzeczywistość, rozumieć siebie i zachowania innych ludzi. Uważam, że jeżeli rozumiemy rzeczywistość, to mniej się jej boimy i przestaje być taka przytłaczająca. Biorąc pod uwagę jak świat galopuje, to wiedza przeszłych pokoleń – naszych rodziców, czy dziadków pod wieloma względami jest troszeczkę zdezaktualizowana. Trudno jest znaleźć kogoś, kto nam powie jak będzie wyglądał świat za x lat, tak naprawdę nikt tego nie wie. Dzisiaj jest ważną umiejętnością, żeby być na bieżąco z tą rzeczywistością, potrafić się uczyć nowych umiejętności i nie przywiązywać się bardzo do tego co się robi tu i teraz, bo kto wie może za x czasu będziemy robić coś zupełnie innego, ale myślę, że ważna jest umiejętność kontaktu z ludźmi. Mi psychologia dała umiejętność rozumienia innych ludzi, to tak naprawdę przyda się wszędzie. Jednak świat tworzą ludzie – póki co. Jeżeli rozumiemy ludzi to jesteśmy w stanie się w tym świecie odnaleźć. Też fajną umiejętnością jest proszenie o pomoc, o wsparcie. Ja się tego dopiero teraz uczę i to nie jest łatwe, ale sami tego wszystkiego nie udźwigniemy. Naprawdę fajnie jest pytać ludzi o doświadczenia, o porady. Kiedy miałem kryzys zawodowy np. pytałem ludzi na portalu LinkedIn: cześć, słuchaj zauważyłem, że zajmujesz się marketingiem, ja też bym chciał. Może możesz mi doradzić jak zacząć. Część osób się mnie bała, a część osób wysyłała mi eseje i nagle miałem bardzo fajną wiedzę merytoryczną. Uważam, że źródłem zrozumienia świata jest wiedza. 

Moja ścieżka była dość pokrętna, przeżywałem dużo stresów. Cieszę się, że sytuacja się ustabilizowała w miarę szybko, jestem już dwa lata po studiach, a te dwa lata za mną były ciężkie. Uważam, że jestem farciarzem pod tym względem. Znam ludzi, którzy są dużo starsi ode mnie i do tej pory nie wiedzą co chcą robić ze swoim życiem. Mój kolega programista kiedyś powiedział, że to nie jest tak, że dorośli wiedzą co robią. Oni po prostu nauczyli się udawać przed młodszymi, że wiedzą.